Drugi dzień zacząłem się od ciągłego jednostajnego nudzącego do bólu opadu deszczu. Przynajmniej mogłem przetestować jak się obsługuje mój nowy namiot w mało wygodnych warunkach... Gdy tylko zaświeciło trochę słońca, szybko wrzuciłem kajak na dach i popędziłem przez Nowe Miasto ( przepływa rzeka Sona ) do miejscowości Joniec, w której jest most na Wkrze. Zatrzymałem się przy barze i wypożyczalni kajaków. Szybko się przebrałem, zamontowałem tracker'a GPS i pobiegłem na bosaka z kajakiem na plecach przez pole w kierunku rzeki. Zanurzyłem łódź :) i spłynąłem :). Nie miałem dużo czasu, gdyż musiałem wracać do Warszawy, więc moim celem było znalezienie ujścia rzeki Sony do Wkry. Po 3,5 km spokojnego wiosłowania i zaprzyjaźniania się z miejscowymi kaczkami i czaplami znalazłem ujście Sony. Wpłynąłem sobie w nią kawałek. Teren zbadany, wiem jak wygląda Sona. Następnym razem płynę Soną ( z Nowego Miasta) do Borkowa lub dalej. Wracając trochę się zmachałem, gdyż 3,5 km pod prąd rzeki w danym okresie nie jest bynajmniej spacerkiem. Oczywiście prawda jest taka, że moja technika wiosłowania stoi w tym momencie na niskim poziomie, ale myślę, że nie było źle. Trening czyni mistrza :).